niedziela, 8 kwietnia 2012

John Carter of Mars


W końcu udało mi się zobaczyć Johna Cartera i przyznam, że jestem mile zaskoczony. Spodziewałem się widowiskowego w prawdzie, ale dość sztampowego przedstawienia, nie mogłem jednak oprzeć się możliwości zobaczenia walki kapitana Konfederacji z sześciołapnymi Yeti dopingowanego przez zielonych ludków na Marsie. Czegoś takiego po prostu nie można przegapić jeśli jest się miłośnikiem jakiejkolwiek z gałęzi fantastyki!


Strona wizualna produkcji naprawdę zasługuje na pochwałę. Kolorowe postacie ubrane w wymyślne stroje, szczegółowo dopracowane urządzenia przypominające trochę steampunkowe rozwiązania, a wszystko kontrastuje z surowymi krajobrazami piaszczystej planety. Ogląda się to wszystko z przyjemnością, zwłaszcza w wydaniu 3D na wielkim ekranie kinowym. Technologia przestrzennego obrazu może nie zachwyci fanów unikania wylatujących z ekranu przedmiotów, ale z pewnością zadowoli miłośników „pogłębiania” obrazu.

Wracając jeszcze do strojów, dekoracji i maszyn. Wszystko jest zrobione z prawdziwym smakiem i z tą ulotną szczyptą retro/oldschoolu. Te owalne elementy zdobień, łukowate wykończenia na zbrojach, ruiny pogrzebanych w piachu miast, w końcu sama księżniczka i John Carter. Wszystko to jest niczym żywcem wycięte z okładek groszowych powieści fantastycznych. Cała ta atmosfera (nie wiem czy zamierzona, czy może sobie trochę dopowiadam) dała mi wiele przyjemności. Elementu tego (jak wielu innych) zabrakło na przykład w Conanie.
Wraz z filmem odkryłem (na nowo, bo zawsze był on gdzieś w mojej świadomości) Edgara Rica Burroughsa, autora Księżniczki Marsa na podstawie której powstała ekranizacja.
Burroughs jest jednym z pionierów fantastyki jaką znamy dziś i, czego nie wiedziałem, twórcą Tarzana. Z autorem tym spotykałem się wielokrotnie przy okazji rozmaitych zbiorów opowiadań bo krótkich form natworzył on ilości olbrzymie. Podobnie z resztą jak „dużych” powieści. Ominął mnie jednak Cykl o Marsie. Po filmie jestem pewien, że przynamniej pierwsze dwa tomy zagoszczą w mojej biblioteczce.
Niestety nie widziałem wcześniejszego obrazu Księżniczka Marsa, który ukazał się tylko na DVD, jednak po zobaczeniu wersji kinowej nie wiem czy mam ochotę na (najprawdopodobniej) słabszą wersję. 

2 komentarze: