W końcu udało mi się zobaczyć Johna Cartera i przyznam, że
jestem mile zaskoczony. Spodziewałem się widowiskowego w prawdzie, ale dość
sztampowego przedstawienia, nie mogłem jednak oprzeć się możliwości zobaczenia
walki kapitana Konfederacji z sześciołapnymi Yeti dopingowanego przez zielonych
ludków na Marsie. Czegoś takiego po prostu nie można przegapić jeśli jest się
miłośnikiem jakiejkolwiek z gałęzi fantastyki!
Strona wizualna produkcji naprawdę zasługuje na pochwałę.
Kolorowe postacie ubrane w wymyślne stroje, szczegółowo dopracowane urządzenia przypominające
trochę steampunkowe rozwiązania, a wszystko kontrastuje z surowymi krajobrazami
piaszczystej planety. Ogląda się to wszystko z przyjemnością, zwłaszcza w
wydaniu 3D na wielkim ekranie kinowym. Technologia przestrzennego obrazu może
nie zachwyci fanów unikania wylatujących z ekranu przedmiotów, ale z pewnością
zadowoli miłośników „pogłębiania” obrazu.
Wracając jeszcze do strojów, dekoracji i maszyn. Wszystko jest
zrobione z prawdziwym smakiem i z tą ulotną szczyptą retro/oldschoolu. Te
owalne elementy zdobień, łukowate wykończenia na zbrojach, ruiny pogrzebanych w
piachu miast, w końcu sama księżniczka i John Carter. Wszystko to jest niczym żywcem
wycięte z okładek groszowych powieści fantastycznych. Cała ta atmosfera (nie
wiem czy zamierzona, czy może sobie trochę dopowiadam) dała mi wiele przyjemności.
Elementu tego (jak wielu innych) zabrakło na przykład w Conanie.

Wraz z filmem odkryłem (na nowo, bo zawsze był on gdzieś w
mojej świadomości) Edgara Rica Burroughsa, autora Księżniczki Marsa na
podstawie której powstała ekranizacja.
Burroughs jest jednym z pionierów fantastyki jaką znamy dziś i, czego nie
wiedziałem, twórcą Tarzana. Z autorem tym spotykałem się wielokrotnie przy
okazji rozmaitych zbiorów opowiadań bo krótkich form natworzył on ilości
olbrzymie. Podobnie z resztą jak „dużych” powieści. Ominął mnie jednak Cykl o
Marsie. Po filmie jestem pewien, że przynamniej pierwsze dwa tomy zagoszczą w
mojej biblioteczce.
Niestety nie widziałem wcześniejszego obrazu Księżniczka Marsa, który ukazał się tylko na DVD, jednak po zobaczeniu wersji kinowej nie wiem czy mam ochotę na (najprawdopodobniej) słabszą wersję.
Gwarantuję Ci. Nie masz ochoty... :)
OdpowiedzUsuńTak przeczuwałem ;)
OdpowiedzUsuń